Słuchawkowych wywodów ciąg dalszy, gdyż bieg za doskonałym dźwiękiem jest bardzo przyjemnym, odpolitycznionym i odreligijnionym zajęciem, którego może podjąć się każdy, kto tylko uszy rozrusza.
Tutaj chciałbym się skupić na nienajdroższych słuchawkach dokanałowych z jeszcze bardziej nienajdroższym playerem.
Dlaczego akurat dokanałowe? Co można wsadzić w inwazyjne pchły, że w ogóle mogą być traktowane jako dobre słuchawki?Po pierwsze: są dyskretne (można je wsadzić pod zimową czapkę, nie ściągają na siebie niesłychanej uwagi, łatwo je przenosić, dyskretniej je założyć w pracy, na wykładzie etc), po drugie: zazwyczaj są tańsze (z tym, że mówimy cały czas o kupowaniu czegoś lepszego niż standard, więc ten argument można sobie wsadzić, chyba, że: są tańsze on nausznych ponadstandardowych - ale tu też, jak życie pokaże, to jest całkowita nieprawda), po trzecie: pasują do zestawu minimalnego, czyli mały player do kieszeni i właśnie dokanałki, po czwarte: to już moja własna opinia - stawiam dokanałowe wyżej od dousznych (douszne to loteria dopóki się ich nie sprawdzi na własnym uchu, a uchów jak mrówków i każde inne, co powoduje, ze jedne leżą miękko, inne uwierają a od jeszcze innych uszy promieniują palącym bólem) ponieważ dziura prowadząca do środka głowy to pi razy oko sprawa do ogarnięcia za pomocą gumek/tipsów piankowych (to, że dokanały są inwazyjne czy uciskają to kwestia źle dobranych pianek/gumek, które można wymieniać do woli, a w słuchawkach dousznych można zdjąć albo założyć gąbkę i tyle manewru)....