spacer
liście wachlarza kolorów w niezmiennie białym śniegu tak mało jest tych wieczorów gdzie wszystko ustaje w biegu spacer iście jesienny powietrze orzeźwia i cuci dzisiaj mój sen się spełni dziś nie zamierzam wrócić
liście wachlarza kolorów w niezmiennie białym śniegu tak mało jest tych wieczorów gdzie wszystko ustaje w biegu spacer iście jesienny powietrze orzeźwia i cuci dzisiaj mój sen się spełni dziś nie zamierzam wrócić
W moim magicznym zamku Nie ma drzwi, okien ani klamków Ściany są z materaców Przestrzeni dużo, jak na placu Miękko jest na podłodze Jak już się w końcu oswobodzę Rękawki mam ciut przydługie Są zawiązane więc nie zgubię Czasu mam całkiem sporo Szczególnie wieczorową porą Karmią mnie tabletkami Nie zjem to przypną mnie pasami Często jest bardzo cicho W moim magicznym zamku Leżę samotnie tuż pod drzwiami Nie ma drzwi, okien ani klamków...
No i doczekałem się. Na porządny film – to miałem na myśli. Od czasu Watchmenów (których recenzji nigdy nie napisałem, a podchodziłem do niej wielokrotnie) nic dobrego w kinie nie widziałem. No, coś tam może mignęło, ale nawet nie pamiętam co to było a Watchmenów pamiętam do dziś i raczej nieprędko zapomnę. Co do Tarantino – nigdy nie byłem fanem. Pulp Fiction nigdy nie był dla mnie kultowy, a im bardziej kultowy stawał sie dla wszystkich wokół – tym mniej dla mnie....
Stary John Rambo w Laosie mieszka Czarną ma spluwę ten nasz koleżka Ostrzeliwuje się z lewej flanki Ze swojej starej wojskowej klamki A gdy do domu z masakry wraca Zbudzi go tylko czerwona raca A Wietnamczycy: Rambo, łobuzie! A Rambo czarną nadyma kuszę Mao powiada: - oj będzie sieka. Rambo z podróżą do Chin nie zwleka Mao powiada: - się nie ośmielisz! A on na granicy już trzech zastrzelił Lecz armia kocha swojego synka...
Drogi Mikołaju Święty Umysł twój jest chyba wzdęty Wlazłeś tyłkiem do komina Ciut zdziwiła się rodzina Masz prezenty prosto z raju Szkoda, że porozdawane w maju Coś ty rozdał? Świat się zmienia Będą raczej zażalenia Dwa rowery, starą szafę I odznakę wojsk Luftwaffe Dziatwa w pisk, ciotka szlocha Matka zarzuciła focha Dziadka z nerwów krew zalewa Różne już prezenta miewał Dostal zgrabny, całkiem nowy Ku Klux Klanu strój galowy