day off
Dziś mam dwóch towarzyszy. Jim Beam Rye, za którym z roku na rok coraz więcej muszę się nachodzić i wcześniej zamawiać, żeby butelczyna dotarła dzień wcześniej lub w ostateczności tego konkretnego dnia. To jeden, a drugim jest pierwsza soczysta, wiosenna burza. Tak jak Jim z żółtą nalepką jest odszczepieńcem z miarowo spokojnej rodziny burbonów, tak spokojnie pomrukująca burza zaczęła wierzgać i oznajmiać swoje nieokiełznanie wszem i wobec. I dobrze, i bardzo dobrze bo w końcu burze zawsze wyładowywały nie tylko same siebie ale i z człowieka jakieś licho wychodziło, dzięki czemu można było po naniebnym spektaklu odetchnąć nie dość, ze świeżym to jeszcze lżejszym powietrzem....