Zanim przejdę do zdarzenia właściwego wyjaśnię o co chodzi z tytułem. To będzie swego rodzaju coming out. Tak - jestem audiowidzem. Audiowidz to osoba, która słyszy więcej niż da się słyszeć w rzeczywistości, wierzy głęboko w straty na przetwornikach cyfrowo-cyfrowych (których nie ma, strat ani przetworników) oraz dzięki migracji na coraz to droższe sprzęty odsłuchowe jest w stanie dosłyszeć w muzycznych utworach instrumenty, o których nic nie wiedziały zespoły te utwory nagrywające.
Sprytnie to sobie ogarnęły różnej maści religie. Wmawiają ludziom chorym, że są szczególni i mają dar, dzięki czemu przyciągają różnej maści ludzi problematycznych. Tym lepsza religia im lepiej tłumaczy choroby i problemy. Ludzie tknięci audiofilią nie mają tak dobrze i nikt ich nie przygarnie, żeby sobie nie daj Boże pośpiewać piosenki (ludzie, to zdanie ma tyle puent, że jest meta sucharem). Audiofile muszą więc organizować się w przeróżne fora internetowe i tam narzekać, że tak bardzo boli. Albo siedzieć w kompletnej ciszy i udowadniać sobie nawzajem, że jednak szumi. Dodatkowo porozumiewają się dialektem niepodobnym do żadnego innego. Słowa zmieniają znaczenie a pierwsza z brzegu wypowiedź dla normalnego człowieka brzmi jak bełkot zaawansowanej grupy testerek, które zgodziły się za pieniądze przyjmować LSD dopochwowo. Przykład: "Zbyt mocno wysunięta ku górze scena, za którą chowa się nieco ocieplony wokal przepuszczony przez nie broniącą się średnicę". Czy ktoś to rozumie? Życie i znikąd ratunku.

audiowidz1

Niedawno umaiłem sobie, że warto zobaczyć coś, z czego jeszcze nie korzystałem: DAC do słuchawek + telefon. Żyjemy już w takich czasach, że dolecieliśmy na Plutona i mamy serwisy streamingowe oferujące formaty bezstratne. Jeśli czytasz to nic z tego nie rozumiesz - nie przejmuj się. To tylko oznacza, że twojego organizmu nie toczy audiofilia i nie budzisz się w nocy z krzykiem bo dźwięk we śnie był skompresowany. W każdym razie wizyta na Plutonie i stream FLAC-ów są odkryciami tej samej wagi. Wobec tego można już poważnie pomyśleć o wzmacnianiu sygnału z telefonu. Wyjaśniam, że dla audiowidza wzmacnianie "empetrójek" jest jak ekskluzywnie podany drink na bazie Mamrota. Można ale po co.

Anyway wydarzenie właściwe zaczyna się w momencie gdy postanowiłem z takim DAC-iem zapoznać się osobiście i gdzieś go odsłuchać. Akuratnie znalazłem będąc w Warszawie sklep niedaleko centrum a że sklep znam internetowo i szanuję to czemu nie. Po pozytywnie przetoczonej korespondencji mailowej udałem się na miejsce mając tak pi razy drzwi półtorej godziny wolnego czasu.

audiowidz2

Zapomniałem wspomnieć, że osoby trawione przez audiofilię rozumieją w ten sposób, że im sprzęt droższy tym pewnie lepszy i więcej słychać. Oczywiście granica ludzkiego słuchu jest w tym przypadku dawno za nami i zaczyna się raczej granica orbitalna niż miedza. DAC jest drogi. Nawet tani DAC jest drogi więc tym bardziej warto go posłuchać zanim się go nabędzie.

Do rzeczy: po przekroczeniu progu wspomnianego salonu zaczął się absurd. Od razu za progiem znalazłem się wewnątrz magazynu, którego pomieszczenia zostały wycięte w mieszkaniach rodem z Alternatywy 4. Gdzieś pomiędzy ustawionymi przez huragan biurkami tkwił jakiś młodzieniec, który miał klawiaturę nie na wprost monitora. Podszedłem i przedstawiłem sprawę fachowo i niezrozumiale jak to audiowidz audiowidzowi. Że niby wiemy o co chodzi a tak naprawdę to jest mierzenie penisów na to kto użyje więcej bełkotu. Pan młody się popatrzył i oznajmił, że nie, że to nie tak, ze tu są tak naprawdę dwa sklepy ale siedzą na jednym pomieszczeniu a on to zupełnie inna firma i on sprzedaje kołnierze. Zamrugałem oczyma. Co? Jakie kołnierze? No takie jak ktoś sobie kark zepsuje. No tak. Rozejrzałem się i widzę, że rzeczywiście jakieś akcesoria dla połamanych. Jakieś worki, pudła, pudełka, worki, paczki, manekin, kołnierze są też. No dobra.
Próba numer 2. Idę dalej jakoś bez sensu do przodu bo nie wiem gdzie następne biurko czy coś, jakaś mentalna granica tego ekosystemu magazynowego. Znalazłem jeszcze młodszego pana (no na oko 19 lat), który odprowadzał właśnie klienta mówiącego "No to ja się jeszcze zastanowię a teraz muszę iść". I tak sobie teraz myślę, że to znak był a ja durny nie widziałem jak mi się objawił i zignorowałem. Zakomunikowałem młodemu człowiekowi w jakiej ja tu sprawie a on, że tak, że oczywiście i że już mi wszystko daje i, że zaprasza na kanapę. Zdurniałem po raz drugi w ciągu 3 minut. Tempo zawrotne. Ja nie chcę na kanapę - wymamrotałem. Żeby potem nie mówiono, że cokolwiek się wydarzy było za obopólną zgodą. Pan się spojrzał i dał mi do ręki sprzęt, o który chodziło i gdzieś zniknął. No to wzruszyłem ramionami i siadłem na jednym z pudeł w środku tego gruzowiska, żeby sobie w spokoju wszystko podłączyć. Podłączyłem, posłuchałem i postanowiłem o parę rzeczy dopytać a tu taka scena: nikogo nie ma w całym tym kompleksie. Zbaraniałem bo sprzętu za tysiące tysięcy leży wszędzie i wala się mnóstwo. Nagle słyszę za sobą tak:
- R2D2, R2D2!
Zbaraniałem 3 raz (12 minut). Odwracam się na swoim pudle i oczom moim okazuje się bardzo ładna laseczka, opalona, szczupluteńka i w krótkiej spódniczce. Zbaraniałem 4 raz. Laseczka obraca się dookoła własnej osi, macha rękami i powtarza "R2D2! R2D2!" i się śmieję. To i ja się śmieję. Śmiejemy się razem ale ja nie wiem dlaczego.
Na co wpada jakiś gość i przepraszająco wyjaśnia, że żonę rano kompletnie połamało i nie może biedna ruszać głową w ogóle, więc umaiła sobie, że jest robotem z Gwiezdnych Wojen i obraca się tylko wokół własnej osi. Skapowałem się, ze przyszli do gościa od kołnierzy.
Popatrzyłem na ten testowy DAC i zapytałem sobie sam siebie czy to jest warte tego, żebym oszalał. W czasie gdy R2D2 i Han Solo poszli przebierać w kołnierzach przyszedł jakiś kolega ze słuchawkami w rękach i pyta się mnie gdzie tu można coś zareklamować. Mówię, że na pewno nie tam (pokazałem na R2D2) ale niech szuka. Nie było w dalszym ciągu nikogo po "mojej" stronie magazynu więc przymierzałem sobie wszystkie po kolei słuchawki, których walało się po pudłach miliard. A jedne droższe od drugich. Pojawił się w końcu sprzedawca ale kompletnie inny i jeszcze młodszy. Kolega ze słuchawkami w rękach mówi, ze reklamuje bo jedna nie działa. Tyle usłyszałem bo puściłem sobie muzykę akurat na słuchawkach, które nawinęły mi się jako siódme z rzędu. Kiedy je zdjąłem usłyszałem tylko:
- Ale tego nikt panu nie przyjmie, przecież nawet pan tych słuchawek nie wyczyścił z zupy!
Chyba dość widocznie i z plaśnięciem klepnąłem się w czoło bo kolega reklamujący aż się odwrócił. Ale rezonu nie stracił. Postał jeszcze chwilę, popatrzył, zapytał kiedy będzie taki czy inny model zupełnie jakby do niego nie dotarło, że nie słucha się muzyki siedząc w garnku z ogórkową. Sprzedawca zniknął. Doprawdy nie wiem jak oni znikają ale robili to cały czas. Przyszedł kurier z DHL i skierował swe kroki prosto do mnie.
- Które paczki do zabrania?
Ja już miałem poziom absurdu powodujący rozbawienie więc mówię "A które się panu podobają?". Kurier zaczął sam grzebać po pudłach. Na to przyszła R2D2 już w kołnierzu i mówi, że przecież nie wytrzyma w ten upał. Tu ocknął się grochówkowy płetwonurek i się jej pyta czy ona poleca jakiś model bo jemu się zepsuły. Zdurniałem już do tego stopnia, ze ich zignorowałem. Przyszedł w końcu sprzedawca (jeszcze młodszy!!!) i zapytałem o ten model DAC-a - jak w końcu z ceną i czy mają nową, nieodpakowaną sztukę. I co? Może mają ale koledzy mają klucze do magazynu a poszli na obiad. No to dzwoni do nich. Słyszę, że dopiero zamówili i przecież nie zostawią. Zupny Posejdon mówi, że to on w sumie idzie. R2D2 ściągnęła kołnierz. Kurier wziął jakieś paczki i też poszedł. W tym czasie ktoś zadzwonił i zaczął dosłownie drzeć mordę, że to on kupił u nich odtwarzacz nie po to, żeby on go nie mógł obsłużyć tylko po to, żeby mógł. Na co sprzedawca mówi mu, ze to przecież nie jego wina, ze on go nie umie obsłużyć, na co on mów mówi, ze no to czyja wina?!
No to ja poszedłem.