Zawsze się zastanawiałem jakby to było gdyby stolicą Polski był Kazimierz Dolny a prezydentem Kazimierz Górny. Życie by było prostsze a człowiek miałby mniej do zapamiętania. Kazimierz Dolny w przeciwieństwie do Kazimierza Górnego jest bardzo ładny i można tam pojechać z rodziną.
Ogólnie byłoby bardziej dobrze. Kręcilibyśmy tam seriale, które co roku zgarniałyby Emmę za Emmą. A jakby nam nie dali to zrobilibyśmy swoje nagrody: Emilie. Nagody przyznawano by za najlepszy serial nakręcony w Kazimierzu Dolnym, dlatego ksiądz Mateusz nic by nie dostał. Chyba, że Artur Żmijewski za najbardziej czarny charakter.
Przedstawicieli handlowych w Kazimierzu byłoby mniej: powiedziałoby się im, że lessowe wąwozy to teren rozrodczy jadowitych węży i by się bali przyjeżdżać. W ten sposób łatwiej można odróżnić sensownego biznesmena od domokrążcy. Wszyscy dyplomaci i politycy musieliby rezerwować kwatery prywatne napędzając w ten sposób agroturystykę. A i zwykły człowiek mógłby do takiego posła dotrzeć łatwiej i zobaczyć co je.
Stolicą mody natomiast oraz dobrego smaku (jak słusznie założył mój znakomity kolega) byłby Licheń. Mediolan już od dawna jest zdegenerowany i tylko ktoś kto od dziecka mieszkał w lesie może być tam pod wrażeniem. Lepiej w lesie niż w Motyczu, powie ktoś. To prawda. Koszalin o status lasu ubiega się od lat - również prawda. Tylko, że każdy kraj posiada miejscowości, o których nie wspomina na powiatowych mapach.
Licheń jest jednym z najodważniejszych urbanistycznie terenów. Jego mieszkańcy wiedzą czy jeszcze są w mieście czy już poza. Nie to co w Warszawie. Poza tym można by było zorganizować tam festiwal, przy którym Roskilde i Open'er wydawałyby się obozami harcerskimi. Licheński festiwal przyciągnąłby gwiazdy, o których już nie pamiętamy: Stevie Wonder, Vanilla Ice, Michał Wiśniewski czy nieżyjącą już Whitney Houston.
Powinniśmy także zdecydowanie odrzucić zwierzchność Watykanu, który nie ma już moralnego prawa do sprawowania jakiejkolwiek władzy kościelnej. To co wyrabia nowy papież nie mieści się w głowach polskiego kleru, stąd czas na krok, za którym pójdzie cała Europa. Wybierzemy własnego papieża z siedzibą w Janowcu nad Wisłą. Wpływy do kasy będzie czerpał z pola golfowego, na którym polscy aktorzy z telewizyjnych seriali będą mogli toczyć nieustające dyskusje o tym co to właściwie znaczy talent.
W ten sprytny sposób władza świecka i kościelna będą rozdzielone Wisłą.
Mało tego posłowie będą obradowali na łonie przyrody podczas długich spacerów. Dzięki temu nadmiar energii zostanie sensownie spożytkowany. Wzorem starożytnych filozofów każdy będzie mógł się przyłączyć do rozważań.
Także na Wiśle zostanie wytyczona granica Unii Europejskiej, która swoim zasięgiem obejmować będzie tylko zachodnią Polskę i Zakłady Azotowe w Puławach. Będzie to jedyna granica trójwymiarowa, bo kiedy poziom wody opadnie to w płytszych miejscach będzie można bezpiecznie przechodzić. Chodzi o to by na wschodzie utrzymywać swobodny przepływ towarów. Z tego też względu na tych terenach za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, w pierwszej kolejności będzie groziło upomnienie. Za to zaostrzone zostaną kary dla pijanych rowerzystów i za jogging w miejscach kultu: od grzywny do użycia broni palnej w przypadku odmowy zatrzymania się.
Wymagana będzie reforma całego systemu penitencjarnego. Osadzeni zostaną zmuszeni do zamieszkania w Bytomiu a zwolnione w ten sposób więzienia posłużą jako hotele (zgodnie z polskimi normami hotelarstwa: trzygwiazdkowe).
Wracając do Kazimierza, którego dostęp do morza można określić jako pośredni, zostanie miastem portowym w miejsce Gdyni. Wszystkie transporty morskie, które ugrzęzną na Wiśle staną się zgodnie z prawem morskim własnością kraju, w kórym utknęły. A Gdynia, bo liczba uzdrowisk musi się zgadzać, zostanie sanatorium dla osób niewidomych. Gdzie prawdopodobnie stracą też węch.