To już drugi film tego lata, będący zamachem na legendę. Z tym, że o ile w pierwszym przypadku chodziło o lenistwo i pieniądze, w drugim chodzi o brak umiejętności i pieniądze.

The Bourne Legacy – Spuścizna Bourne’a.

Zawiera same spoilery, kupę bzdur I ze dwie mocne wrzuty.

Kiedy (powstań) Paul Greengrass (spocznij) powiedział, że tego nie nakręci, i nawet zażartował, że jeśli taki film powstanie to powinien się nazywać The Bourne Redundancy, to (powstań) Matt Damon (spocznij) dał jasno do zrozumienia, żeby pocałować go w dupę i nie zawracać gitary. Jak życie pokazało – obaj mieli rację, żeby się tego projektu nie tykać patykiem nawet przez szmatę.

Z ciekawostek: przeczytałem, że do głównej roli super-ekstra-czy-to-ptak?-czy-to-samolot?-nie-to-Aaron-Cross był brany pod uwagę Tobey Maguire to oplułem się Frugo ze śmiechu. No nie da się, po prostu się nie da, podstawić Tobiasza do jednej ze scen bez wizualizacji jego twarzy:

- Masz tu leki? Czy trzymasz tu leki?

- Nie mam tu żadnych leków Aaron…

Innym kandydatem branym pod uwagę do tej roli był Jake Gyllenhaal, i ja tu już może zrezygnuję z obrazków. Starczy napisać, że otwierająca sekwencja nie rozgrywałaby się na Alasce a super agent przechodziłby zgoła inne testy na wytrzymałość.

Do rzeczy, bo o filmie też trzeba coś napisać. Taka dygresja jeszcze: naprawdę miałem ciarki na myśl o lecie filmowym 2012. Ni diabła nie podejrzewałem, że zamiast gęsiej skórki będę miał skurcze.

Problem w tym, że ktoś się porywa na rzecz wyśmienitą i próbuje ją odtworzyć. I nie chodzi o kopiowanie bo z przyjemnością zobaczyłbym któregoś Bourne’a w kinie raz jeszcze. I nawet bym zapłacił tyle co za nowy film. Gorzej jeśli ktoś przychodzi z kalką do obrazu Damy z liszajem i próbuje odrysowywać. Albo z pamięci.

W tym filmie było kilka scen naprawdę dobrych ale wszystkie trwały ułamek sekundy i pochodziły z poprzednich Bourne’ów. Cała reszta była do dupy i gdybym nie miał ze sobą Tarninówki w piersiówce to byłoby mi w kinie źle i smutno. Szkoda jedynie Jeremy’ego Rennera bo jakoś czuć przez skórę, że to aktor może być. Tylko co podkusiło pana scenarzystę poprzednich Bourne’ów, żeby brać się za reżyserkę? Jakoś nie widzę, żeby trenerzy piłkarscy palili się do organizacji mistrzostw.

No ale.

W filmie dowiadujemy się, że po Alasce łazi się parę dni a w piętnaście sekund na nartach można dotrzeć do właściwego miejsca akcji. No ale to trzeba być super agentem.

Super agent jest najpierw bity po mordzie a potem daje się mu do zjadania piegi od Golarza Filipa. Dzięki temu nie pamięta on jak się nazywa ale za to potrafi zrobić paszport i dobrze jeździ na motorze. Mniej więcej taka była tajemnica programów Treadstone, Blackbriar, Outcome i LARX. Zmieniały się tylko tabletki. Najgorsze są zółte bo przez nie się umiera. Generalnie można takiemu agentowi wszczepić wirusy, żeby nie musiał jeść tabletek ale wtedy cała noc się poci i musi kupić paracetamol. To wszystko może wydawać się skomplikowane ale przecież takie nie jest. Przecież chodzi o to, po prostu, żeby odstawić tabletki i zastrzelić wszystkich z CIA bo rekrutujący agent zawyżył nam IQ o 12. Proste. Dobry motyw na film.

Oczywiście agencja nie pozostaje dłużna i ze względu na wideo na YouTube postanawia zabić wszystkich swoich agentów. Niektórych rakietami. Ale! Aaron Cross jest najlepszy bo chodzi szybko po górach i nadajnik z własnego uda jest w stanie wsadzić w gardło wilkowi. A jakby tak wilk pobiegł za nim? Cały misterny plan… Można było spróbować wsadzić to wilkowi w dupę, może wtedy by uciekł.

Oczywiście agencja ma asa w rękawie – najnowszy super program produkujący super agentów. Taki super, że pisany dużymi literami: LARX. Treadstone miał skutki uboczne, Outcome miał powikłania emocjonalne ale nie LARX. Agent LARX-a jest tak silnie zakamuflowany w przetwórni owoców i warzyw w Parczewie, że do tej pory nie wierzy jak mu mówią, że jest agentem. A jedzie tylko na dwóch Tic-Tacach arbuzowych wsadzanych w tyłek jeden po drugim. W każdym razie wsiadł na motor i wyrżnął w słup.

No ale może następny program będzie lepszy. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

Jedna zagadka nie została wyjaśniona: co w tym filmie robił Edward Norton? Pomylił plany filmowe? Przegrał zakład?

Zapewne powstaną kolejne części i programy tworzące super agentów tym razem nie wjeżdżających motorami w słupy ale np. będą im odpadały ręce. Potraktuję je jako spin-off Złotopolskich i spokojnie nie pójdę na nie do kina.

Poniżej prezentuję trailer do dzieła o wiele większym potencjale oraz złożoności scenariusza. Nie chciałem pozostawiać Czytelnika bez alternatywy:

[youtube_sc url="http://youtu.be/bfD6-5Qf-cc?hd=1"]