Najpierw - powoli - jak zwykle ospale,
Wciągnę na stopy buty na halę,
Trafię sznurówką w dziurkę z tym kołem,
Chwycę oburącz - wyciągnę dołem,
Zwiążę, zawiążę, szybko, czym prędzej
(to nie są buty za mało pieniędzy),
Teraz skarpety do kolan raz raz
(co się pochylę to czuję gaz),
Koszulka dwubarwna ląduje na tors
(dalej nie idzie, nie szczupak a mors),
Spodenki błyszczące wciągam w te pędy -
Z grubsza kojarzę co gdzie którędy,
Nagle - świst! nagle - gwizd!
Szew poszedł wzdłuż i nie ma jak zszyć!
A tych spodenek mam ze trzydzieści,
W żadne niestety nie uda się zmieścić.
Orzełka na piersi muszę doczyścić,
On mym marzeniom pomoże się ziścić,
Sunę przed siebie ostro do przodu,
Dzieciaki na boki i krzyczą: chodu!
Ciężki, ogromny, na boki się kiwa,
Na plecach napisał jak sie nazywa,
A co to, a kto to, a gdzie to tak pcha?
To żona naciska bo zaciął się w drzwiach,
I biegnie przed siebie owalnym torem,
W spokoju zasiąść przed telewizorem!