[audio:Rice.mp3|autostart=yes]

Wyobraziłem sobie najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Przygotowuję sobie jedzenie, powiedzmy obiad albo kanapki z herbatą i cytryną, chodzę po mieszkaniu, ogarniam to i tamto, zaczynam jeść i wdaję się w rozmowę z właśnie odwiedzającą mnie matką i dostaję wiadomość. Jedzenie niczemu od tej pory nie służy, rozmowy nie pamiętam, nie ma sensu ani ona, ani moje odpowiedzi. Ubieram sie szybko, ręce mi drżą, zostawiam kanapki i niedopitą herbatę, z resztą i tak nie wiem jaki ma smak w tej chwili.
„Idę w Twoją stronę, Ukochany.”
Zbiegam ze schodów nie pamiętając jak i kiedy pokonałem trzy piętra. Uspokajam sie trochę, idę spokojnie, opanowuję ręce, ale drżę cały w środku. Tyle czasu się nie widzieliśmy, ponad dwa tygodnie. Czy dobrze sobie ciebie przypominam, jakie będą pierwsze chwile po spotkaniu? Czy niezręczne i ciche? Co za głupota, przecież to ona, Ona, kobieta, która zaskakuje mnie na każdym kroku, która mnie wyprzedza, przy której zaskakuję się sam. Nigdy nie pojawia się krępująca cisza, bo radość spotkania przyćmiewa ją i wypala do cna. Czuję jakbym unosił się nad chodnikiem obok ruchliwej jezdni, czuję jakbym płynął wzdłuż drogi, którą sama oznaczyłaś moim imieniem na wszystkim, na czym dało sie pisać markerem. Niektórę z podpisów widzę jeszcze teraz, ale nie myślę o nich, idę, a odległość jest jak żyjąca krótką chwilę mydlana bańka unosząca sie do góry pod wpływem oddechów. Skręcam w osiedle domków jednorodzinnych i myślę jak wyglądasz, czy się ucieszysz, jak zareagujesz, kiedy wychodzisz wprost na zamyślonego mnie – widzę twoje błyszczące oczy, których błysk, głębię, ahanie, starch, smutek, rozkosz – czytam i odpowiadam swoimi. Przytulasz mnie, otulasz dłońmi głowę i włosy a ja przyciągam cię mocno do siebie i czuję w nozdrzach ten niezwykły, pustynny, ciepły, jedyny w swoim rodzaju zapach twojej skóry. Twoje dłonie podnoszą moją twarz, oczy palą niewypowiedzianą radością, pełnią, nasyceniem, przesyceniem treści, bladoróżowe paznokcie lekko zarysowują usta. Trzymam cię i wiem, ze jesteś, ze tu, ze dla mnie, że to nie sen, nie bajka, nie śmieszny i pełen obaw związek na odległość, poprzez wiadomości, ale jesteś, bardziej niż kiedykolwiek mogłem to sobie wyobrazić.
Cała ty, trzymasz mnie za rękę i idziemy wypełnieni po brzegi sobą nawzajem, za rękę by nadal czuć, a nie dlatego, że tak trzeba czy wypada. Uwielbiam absolutnie każdą część twojego ubrania, świetny gust, genialny makijaż i niesamowite włosy. Trzymam cię mocno, a ty jeszcze mocniej odwzajemniasz.
- Czekałeś na mnie?

Wybucham śmiechem i ściskam cię podnosząc z ziemi i wirując. Fantastycznie ciepły dzień. Niesamowity. Właśnie taki. Jego niezwykłość i prostota przeszywa mnie i po raz pierwszy w życiu daję sie ponieść, wręcz czuję jak przepływa przeze mnie fala życia, wzburzona i łagodna zarazem. Najszczęśliwszy dzień, w którym przyjeżdża do mnie kobieta, o jakiej nie marzyłem, nie potrafiłem marzyć. Człowiek zapierający, zatykający mi dech w piersiach, zawsztydzający spojrzeniem i drobnym ruchem ust. Kobieta jakiej nigdy dotąd nie spotkałem. Również potem.

Tak. Już był. Kilka lat temu.
A teraz wyszłaś za mąż, piękny ślub. Niedługo pewnie będziesz miała dzieci.
A teraz trzeba żyć, przydałoby się rano wstać i ogarnąć trochę w pracy, ileż można siedzieć na zwolnieniu.