Amon Amarth przeplatany co chwilę Crematory, co raz częściej Crematory aż w końcu po Twilight Of The Thunder God, Crematory – Mirror ustawione na pętlę. Do tego stopnia włączyłem się w tępy rytm tej piosenki, że szklanka z dziesięcioletnią Glenmorangie niemal wysunęła mi się z ręki na podłogę.
Whisky nigdy mi nie smakowała ale nie przestałem próbować kolejnych jej gatunków dolewając, wedle rad smakoszy, jedynie źródlaną wodę o temperaturze pokojowej. Bez lodu, bez domieszek. Dzisiaj również nie smakowała, ale pasowała do wieczoru takiego jak ten.
Od prawie dwóch godzin siedziałem w fotelu przy zgaszonym świetle i gapiłem się na krążące bez sensu światła skrzyżowania. Niedawno dostałem ksiażkę i obiecałem sobie, że w końcu ją przeczytam. Pielgrzym Coelho leżał na brzegu łóżka ale nie potrafiłem się zmusić do zabrnięcia dalej niż kilka pierwszych stron. Wypiłem łyk, wstałem i krzywiąc sie na obolałe mięśnie karku podszedłem do okna, żeby sprawdzić czy tym razem śnieg czy może deszcz przyćmiewał latarnie.
Daleko mi było od zadumy nad życiem a czasami po prostu miałem ochotę czy potrzebę spędzić pół dnia właśnie w ten sposób: bez świateł, czasem bez muzyki a w szczególności bez ludzi.
Wtedy zadzwoniła do drzwi.
Upiłem jeszcze łyk i obróciłem szklankę w palcach zanim odstawiłem ją na głośniku. Podobała mi się, miała swój solidny, kwadratowy kształt z grubym dnem. Była skończona, nic jej nie brakowało jako szklance a ja lubiłem takie przedmioty, o których można było powiedzieć, że są kompletne. Ich nazwę wypowiadało się ze smakiem. Otworzyłem drzwi i dopiero wtedy zorientowałem się, że mam na sobie tylko lniane, czarne spodnie, bo odkąd wyszedłem spod prysznica pochłonęło mnie gapienie się w noc przez żaluzje. Nawet przy niej powinienem zachować elementarne zasady przyjmowania gości w stroju nieco bardziej przyzwoitym.
Wyglądała na zdenerwowaną albo jakby się spieszyła, ale szybko się uspokoiła gdy zdjęła płaszcz i przeszliśmy przez przedpokój, zeby wspólnie zaparzyć kawę. Po drodze wymieniliśmy niezbyt sensowne ‘Co u ciebie?’, a ja zdjąłem z oparcia fotela koszulę i zacząłem zapinać guzik po guziku czując się zażenowany – w końcu niejednokrotnie spacerowałem przy niej kompletnie nagi nie czując skrępowania. Przyniosła świeżo wypalaną Dominikana Barahona, którą kiedyś piliśmy w jakiejś przygodnej kawiarence. Samo przygotowanie niedawno palonej kawy sprawiało przyjemność jaką daję każdy ceremoniał jeśli tylko jest się smakoszem. Aromat natychmiast wypełnił mieszkanie i na tą chwilę nie było już mało przychylnym, surowym wycinkiem betonowej bryły. Było niemal domem. Przygotowywanie posiłków wychodziło jej nad wyraz zręcznie a i ja dawałem się pochłonąć pieczołowicie dopracowywanym daniom tak prostym jak filiżanka kawy, ale z jej finezją. Zaraziła mnie tym na tyle poważnie, że zacząłem się rozglądać za domową wypalarnią tak żeby móc sprowadzać zielone ziarna kawy do samodzielnego palenia.
Przyglądała mi się znad filiżanki, a piliśmy stojąc w kuchni, przy małej lampce. Lubiłem gdy mi się przyglądała. Nie, nie dlatego, że komplementowało mnie gdy kobiety taksują mnie wzrokiem. Ona nie prowokowała mnie w żaden sposób a zalotne spojrzenie byłoby zaprzeczeniem całej jej osobowości. Ona spojrzeniem określała precyzyjnie: całą siebie, mnie i fakt, ze może mnie mieć dla siebie gdy tego zapragnie. Rzucała wyzwanie jednocześnie twierdząc: jestem wyjątkowa, zdaję sobie z tego w pełni sprawę i ty możesz być we mnie. Nie ze mną, nie przy mnie. Potrafiła też zaprząc kąciki ust do prawie uśmiechu, drwiąco i wyzywająco lecz nie wyuzdanie. To było dla spojrzenia jak trafione ramy do interesującego obrazu. Oprócz tego, że doskonale wiedziała co znaczy jej spojrzenie, potrafiła nim świadomie operować. Ale to jeszcze nie była pełnia jej wizerunku znad aromatycznej filiżanki dominikańskiej kawy z przyprawami. Potrafiła okazać wstyd. W paląco podniecający sposób.
Widywałem czy obserwowałem wstyd u wielu kobiet, w sposób dziewczęcy czy wręcz dziecinny, widywałem ucieczkę oczami czy paniczną zmianę tematu razem z wysiłkiem panowania nad mimiką twarzy. Widziałem nieszczęsne próby przekształcenia wstydu w wyzywającą postawę. Znam również kobiety, które zwyczajnie nie potrafiły być wtedy sobą, bo uczucie wstydu odzierało je z kobiecości i kompletnie je zaskakiwało. A ona, po kilku celowo przeze mnie dobranych półsłowach, spalała się od środka. Czasem przygryzła mięsistą dolną wargę, czasem po prostu się rumieniła, ale nigdy nie spuszczała ze mnie oczu – a jej oczy potrafiły drżeć, lekko łzawić czy zniżać spojrzenie spod przymkniętych na chwilę powiek. Ale zawsze we wstydzie była odważna, potrafiła uczynić z niego dodatkowy atut, o którym wiedziała, ze będzie kolejną kartą przetargową. To podniecało i ją i mnie.
Zapytała o bandaż na łokciu, zauważyła też, że mimowolnie się krzywię kiedy ruszam głową. Odpowiedziałem ‘Praca.’ i przytaknęła. Odrzuciłbym każdą normalną formę troski tak samo jak ona odrzuciłaby ciepło i opiekuńczość. Niezbyt to zachęcające i na pewno nie mieściło się w ramach naturalnych relacji między mężczyzną i kobietą, ale to właśnie dlatego potrafiliśmy być dla siebie tak bardzo otwarci. I tak bardzo niemoralni.
Nie potrzebowałem wiedzieć co się z nią działo przez tydzień, jak spędziła ten czas i jak się jej pracuje. Nie interesowało mnie jak w tym roku spędziła urlop i czy ma jakieś plany na następny. Kiedy nie zastawała mnie w domu, po prostu odchodziła, a ja nie wyjaśniałem powodu nieobecności. Nie czułem się w obowiązku zadzwonić od czasu do czasu a ona nie siliła się na jakąkolwiek regularność spotkań. To dawało nam niesłychaną naturalność i dającą ulgę możliwość bycia do końca samymi sobą w egocentrycznym, ale jakże rześkim sosie.
Gdy przeszliśmy do oszklonego pokoju usiadłem na brzegu łóżka a ona zmieniła płytę na Black Dhalia Murder. Nie było to coś na co miałem ochotę ale z drugiej strony zawsze przedkładałem coś co mogę poznać od czegoś co bardzo dobrze znam. Uwielbiałem się rozwijać od najdrobniejszych spraw kulinarnych po muzykę, naukę i gust w dobieraniu ubrań. Sposób w jaki dotykała mojej głowy - nie twarzy a głowy - najpierw całymi dłońmi, później palcami i opuszkami na przemian z ustami - pozwolił mi do końca odprężyć się po raz pierwszy tego dnia. Odpoczywałem.
Kochaliśmy się spokojnie z dbałością o siebie nawzajem i każdy, płynny ruch. Westchnęła cicho gdy wpijała się palcami w moją szyję a ja trzymałem ją za włosy niemal przez cały czas. Dopiero później zobaczyłem, że przerwałem wszystkie szwy na łokciu. Ból przyjemnie połączył się z długą, płynną rozkoszą.
- Wczoraj była tu inna kobieta? – zapytała.
- Nie. – sam nie wiem dlaczego skłamałem.