Razu mało pewnego
Roku niepamiętnego
Po leśnej przecince, odkarmiony za młodu
Trochę bokiem, półkrokiem lazł w miarę do przodu

Wnet chodakiem zarzucił
Sprośnym gwizdem zanucił
I w jeżyny dał nura lotem wściekle szczupaczym
Jęknął, stęknął jak wyrżnął bo pnia późno zobaczył

Nikt na pomoc nie bieży
Ofierze tych jeżyn
Na nic mama i tata, dzioucha też nic nie wskóra
Nie pomoże tu mina ni niedźwiedzia postura
Dziadek również w tej sprawie niewiele doradzi
Skoroś prosto w ten pniaczek gołym czołem zasadził