O co dokładnie chodzi z tymi L-kami. Już mówię: właściwie nie wiadomo do końca.
W naszym, niezwykle ciekawym kraju, przyjęło się tak określać wiek pająka.
Żeby być dokładnym, trzeba powiedzieć o N-kach zanim się zacznie o L-kach. To są stadia życia pająka. Pająk ‘rodzi się' jak nimfa, stąd N. Nimfa to taka kuleczka z odnóżami, wygląda łudząco podobnie do takich podłogowych zasuwaczy z Half-Life. Jako nimfa nie przyjmuje pokarmu, w zasadzie nie wiadomo co robi. Nic nie robi. Tak samo jak jego pięćset braci i sióstr z kokonu. Później przekształca się w Nimfę II, a dopiero z niej w pająka L1, czyli takiego, który jest już po pierwszej wylince i wygląda mniej więcej jak pająk. I dalej: L2 - jest po drugiej wylince, L8 - po ósmej i tak dalej.
Wylinka to proces, podczas którego pająk zrzuca swoją skórę i natychmiast zaczyna skokowo rosnąć, wydatnie różniąc się od rozmiarówki poprzedniej skóry. Zrzuca ją całą, dokładnie i ze szczegółami, więc chwilę po wylince wygląda na to, że w terrarium stoją dwa pająki: jeden ‘fake' i drugi: prawdziwy. Zużyta skóra jest świetnym materiałem do kolekcji, czy pokazania znajomym, którzy, myśląc, ze to prawdziwy pająk - uciekają, piszczą i wymachują kończynami w różnych konfiguracjach. Poza tym to zdrowy, bezpieczny materiał do przyjrzenia się pająkowi z bliska, pogłaskania i przyjrzenia się na kły jadowe (tak, z nich tez pająk zrzuca skórę).
L-ki nie są dobrą miarą długości żywota pająka, są raczej mocno orientacyjną miarką, z rodzaju tych na oko. A to dlatego, że częstotliwość przechodzenia wylinek zależy od warunków w jakich mieszka pająk i częstotliwości podawania posiłków na turnusie. Im częściej jest karmiony + im cieplej + im wilgotniej jest w jego mieszkaniu, tym częściej będzie przechodził wylinki, szybciej dojrzeje = krócej będzie żył. Czysto teoretycznie: L6 karmiony rzadko i małą ilością pożywienia, mieszkający w niezbyt dżunglowych warunkach, może być starszy od kolegi L8 z ośrodka o podwyższonym standardzie, gdzie dobrze dają jeść a klimat lasu deszczowego utrzymuje się non stop.
Oczywiście bez przesady: jeśli w terrarium będzie 45 stopni a do połowy pajęczych kolan będzie woda, w której non stop będzie żeglował wylęg drewnojada, to wcale nie znaczy, że na naszych oczach pająk będzie jadł, zrzucał wylinki a za tydzień odejdzie do krainy wiecznych świerszczy.
Każdy gatunek ma swoje ulubione warunki, temperaturę, wilgotność podłoża a nawet jego rodzaj. I okolic tych warunków należy się trzymać.
W innych krajach częściej używa się miary długości ciała pająka w centymetrach, od przedniego zderzaka do tylnego, nie wliczając odnóży. Taka miara jest trochę bardziej precyzyjna.
Co do wylinkowania: to jest okres podwyższonej troski o życie pająka. Wcale nie dlatego, że trzeba nad nim czuwać, ale dlatego, że nie trzeba się mu wpieprzać w garnki. I głównie na tym ta troska polega.
Normalnym odruchem jest, że jeśli widzimy pająka na plecach, wpadamy w panikę i próbujemy pomóc mu stanąć na nogi we właściwej pozycji. Świetnie. Z naszej strony wygląda to jak gest dobrego serca. Natomiast pająk myśli sobie ‘no ja pierdolę, w życiu tej skóry nie zdejmę, piąty raz próbuję a ten debil mnie znowu odwraca'.
Kiedyś Władysław zakopał sobie szczelnie wejście do kokosowego domu. Dzień - dwa i nic. Zacząłem się martwić, że ze zdrowiem psychicznym pająka coś jest nie teges, nie znajdzie pokarmu przecież, więc mu trochę wejście odkopałem. Zakopał. Odkopałem. Zakopał.
Nie miałem bladego pojęcia, że Chromatusy uszczelniają swój dom, łącznie z jedynym wejściem, a od środka jeszcze utwardzają kąty pajęczyną i dopiero wtedy przechodzą wylinkę. Stacha (Brachypelma smithi L10) była bardziej bezpruderyjna, wywalała się na środku terrarium, nogi w górę i dawaj ściągać skafander.
Przygotowanie do wylinki można rozpoznać po tym, że pająk nie biegnie za pokarmem, głoduje jakiś czas, chowa się i trzyma bezpiecznie z daleka od areny wydarzeń. W tym okresie trzeba trochę baczniej przyjrzeć się panującej wewnątrz wilgotności, co zapewni ‘pełne' zdjęcie skafandra. Jeśli będzie zbyt sucho, stara skóra może przywrzeć do nowego ciała powodując, że pająku trzeba będzie delikatnie pomóc w jej oderwaniu. Natomiast po wylince pająk jest w stanie ‘vulnerable', czyli jest narażony na działania wszelakie trzy razy bardziej. Szczególnie zęby. Zęby stwardnieją mu dopiero po kilku dniach, tygodniu, może nawet dłużej, zależy to od gatunku, wieku pająka itp. Dlatego zaraz po wylince nie należy mu serwować obiadu, bo pająk go nie tknie, a jeśli obiad wymusi atak - pająk może stracić swój oręż i w rezultacie najprawdopodobniej umrze, bo nie będzie miał jak zjeść przyszłych posiłków. Gotowość zębów do pracy w terenie można poznać po ich odcieniu, gdy stwardnieją - będą czarne.
Poza tym, wylinka to możliwość regeneracji. Jeśli pająk utraci nogę, jej część, bądź zęba - nie jest spisany na straty. Wszelkie kończyny zostaną odtworzone podczas wylinki i będą jak nowe. Również zęby.
Czas, co jaki wylinka występuje jest mocno nieregularny. Ok., zgadzam się, ze to mogą być w przypadku konkretnego pająka okresy mniej więcej takie same, ale nawet gdybyśmy prowadzili zeszyt, w którym byłoby zapisane, że od lat ten i ten pająk jadł to i to o dziewiętnastej i tak co miesiąc przez lata, to i tak nie daje gwarancji, że wylinka nastąpi wtedy i wtedy.
Co komu pomogą informacje, że młody pająk częściej, a starszy też może często ale nie musi. W przypadku zacnej Stanisławy, uważnie śledziłem wpisy różnych terrorystów na temat jej gatunku i nic zupełnie się nie zgadzało. Stacha poszła na miesięczną głodówkę i w dupie miała wylinki.