W dniu wczorajszym miałem niewątpliwą przyjemność przystąpić do seansu Szklanej Pułapki 4 w Cinema City mieszczącym się w lubelskiej Plazie. Chciałbym podzielić się swoimi świeżymi doświadczeniami, ponieważ seans nie pozostał mi obojętny.
Sama Plaza jest ciekawa, lubię takie miejsca, sam nie wiem za co, ale lubię. Co prawda zgubiłem się tam trzy razy z czego raz na klaustrofobicznym dwupoziomowym podziemnym parkingu, gdzie ruchome schody przeczą swojej nazwie. Tych, którzy nie lubią dreszczyku emocji zapewne zrazi do Plazy komunikat z radiowęzła: „Stężenie spalin przekracza dopuszczalny poziom. Proszę rozpocząć ewakuację.". Ale ja akurat lubię klimat Half - Life 2, więc wszystko było na miejscu. Co prawda wbiegająca co rusz drużyna strażacka z miernikami poziomu gazu może nieco stresować ale jeśli ktoś naprawdę chce coś kupić czy skończyć jeść - musi być twardy, a przyzwyczajenia z poprzedniej epoki nauczyły niektórych, że póki towar jest - sklepu się nie opuszcza ( i mam tu na myśli klientów, a nie pracowników).
Poważnie zastanawiałem się nad zabraniem do kina kapoka, kasku i ewentualnie turystycznego wiosła lub saperki, jednakże ochroniarz zapewne pozbawiłby mnie sprzętu (pewnie ze względu na wyrównanie szans wśród ewentualnych ewakuowanych).
W kinie samym (tzw właściwym) mieści się szeroka niczym bufet u nas w biurze, instytucja sprzedająca popcorn. Zwykle do popcornu wystarczający jest niewielki wózek, ale to jest Plaza, więc do popcornu musi być cały bar ze stolikami. O ile jeszcze jestem w stanie przeżyć w kinie kogoś, kto obok mnie obydwiema garściami przyjmuje doustnie prażoną kukurydzę z pudła takiej wielkości, że mógłbym tam spokojnie wejść, rozsiąść się i zaprosić Grzesia Jędrusiaka na partię pokera - to sprzedawane w tymże popcorn-barze nachos w misce i do tego drugą miską z sosem w zestawie z litrową colą z lodem, poważnie uruchomiły mój układ nerwowy.
Sala kinowa jest nieduża, co ma jedną zaletę i same wady. Sala właściwie jest szerokości ekranu, co osoby z naleciałościami klaustrofobicznymi wprawiłoby w ciekawy nastrój. Taki projekt sali nie pozwala dźwiękowi w ogóle się rozejść, tak by był odbierany właściwie. Stąd nie ważne jak dobry jest system nagłośnienia - dźwięk nie będzie miał odpowiedniej głębi i nie ma na to żadnych szans. Skoro nie będzie miał głębi to będzie płytki i dokładnie takie miałem wrażenie podczas seansu. Co do obrazu (a był to pokaz przedpremierowy) miałem wrażenie, że film pochodzi ze strony „torrentz.com", a napisy trudno-powiedzieć-skąd. Obraz generalnie był ziarnisty i niebieskawy a napisy często miały tendencje do różowienia. Możliwe, że to kwestia projektora. Co do projektora jeszcze jedna uwaga. Ekran, zapewne bardzo drogi, nie jest płaski jak w innych kinach, ale półokrągły, jakby wycięty z walca. Miałoby to niesamowity efekt gdyby nie ów projektor, którego producent nie słyszał o wklęsłych ekranach. W rezultacie czego obraz (!) obejmował tylko część ekranu i sprawiał wrażenie niedopasowanego, co powodowało jego załamania na krańcach ekranu. O litości. Co do tej zalety: małą salę łatwo wywietrzyć, a klimatyzacja spisuje się na medal. Gdyby nie to, zapewne gołymi rękami zatłukłbym dwóch młodzieńców siedzących obok mnie, którzy o dezodorancie myślą w postaci mitu i bujdy. I wygodne fotele, dzięki którym nie trzeba przyjmować pozycji kwiatu lotosu żeby nogi nie zdrętwiały. Dodatkowo są ułożone w ten sposób, że nawet dwumetrowy egzemplarz homo sapiens nie ma prawa nikomu niczego zasłonić.
O samym filmie

Dawno temu jakiś samozwańczy poeta-tłumacz-awangardzista przetłumaczył tytuł Die Hard jako Szklana Pułapka (akcja filmu miała miejsce w oszklonym biurowcu). Później mieliśmy przyjemność oglądać Die Hard 2, Die Hard 3 i wreszcie Live Free or Die Hard, który to tytuł zgodnie ze wskazówkami poety musielibyśmy przetłumaczyć jako Żyj wolny lub szklana pułapka.
Z Bruce'm jest jak z Januszem Gajosem, jego się po prostu ogląda. I chociaż przeciwny jestem wykręcaniu kota (dowcip z bacą: kot utopił się w wódce, a baca go wykręcał i powtarzał: no, jeszcze choć kropelkę) jak to ma miejsce właśnie w tym przypadku (za kota robi detektyw John McClane), to na filmie bawiłem się dobrze. O ile część trzecia obfitowała w przeróżne eksplozje i scenarzysta wyprowadził Johna z budynku i lotniska na całe miasto, o tyle w części czwartej cały kraj trzęsie się pod atakami terrorysty. Mnogość przeróżnych eksplozji, pościgów i wykorzystywania sprzętu przeróżnego przywodzi na myśl Prawdziwe Kłamstwa (True Lies) z Arnoldem Niezniszczalnym w roli głównej - w obydwu filmach sprzęt jeżdzący, pływający i latający wykorzystywany jest do przesady.

I właśnie ta przesada jest jedną z "przeszkadzajek", które nie pozwalają potraktować tego filmu choć odrobinę poważnie.

Pilot myśliwca F-35 wlatuje między pasy a później przęsła wiaduktu goniąc za ciężarówką, przechodzi w tryb pionowego lądowania aby zatrzymać się przed ściganym obiektem i z odległości kilku metrów otwiera ogień. Zgadzam się, że scena zmusza widza do ściskania poręczy fotela i wywalenia języka na brodę, ale gdybym był przełożonym owego pilota, wyciągnąłbym go z kabiny i zlał pasem pokazując w międzyczasie fakturę, jaką rząd stanów zjednoczonych zapłacił za ten samolot, a która przekracza budżet roczny jaki rada miasta ustaliła dla Poznania.

Poza przeszkadzajkami są jeszcze niedorzeczności, których było tu zaskakująco sporo. Przykładem jest postępowanie jednego z terrorystów (a są oni przedstawiani jako najlepsi, których można dostać za pieniądze i pochodzą z różnych części świata), który to zajmując się najważniejszą czynnością w całej fabule, słysząc hałasy zostawia wszystko w cholerę i wychodzi szukać intruza. Genialne. Poza tym już cała ta banda czarnych charakterów, których poznajemy jako niezwykle przebiegłych i zorganizowanych na początku filmu, ludzi, którzy trzęsą całymi Stanami Zjednoczonymi - pod koniec dają się podejść jak, nie przymierzając, zniechęcony życiem stróż złomowiska. Dodatkowo znika cała ich organizacja, dopięty na ostatni guzik plan i cała infrastruktura. Magia. Najgroźniejszy terrorysta świata współczesnego okazuje się niezdolnym do podjęcia decyzji, wahającym się zastraszonym chłopakiem. Już pominę drobnostki jak udawanie wieży kontrolnej USAF zorganizowanie w ciągu minuty w jadącym samochodzie czy czterocyfrowy kod dostępu do tajnego serwera biura bezpieczeństwa narodowego.

Za to bardzo realistycznie został przedstawiony (zboczenie zawodowe - leczę się ale nieskutecznie) główny telefon dwójki bohaterów - Nokia 9300, realistycznie, bo działała łącznie cztery minuty po czym się rozładowała.
Podsumowując: film polecam, nie gorąco ale ciepło i tylko tym, którzy z przymrużonym okiem są w stanie emocjonować się wartką akcją i okrutnie poturbowanym Bruce'm. Generalnie trzeba mieć świadomość na jaki film człowiek się wybiera i wtedy można się dobrze bawić. Zbyt wygórowane oczekiwania wszystko są w stanie zepsuć.