Pamiętasz?
Kiedyś poprosiłaś mnie, żebym napisał o nas książkę.
O ile książka najlepszym pomysłem nie jest (nie ma ani nas ani nawet Ciebie), to kilka posklejanych zdań ułożonych z pomocą emocji i myśli wybranych przez ludzką, a więc selektywną pamięć - nie będzie niczym złym.
Poza tym jestem to winien, winien sobie.

Nie tak znowu dawno ktoś, po usłyszeniu z moich ust tej historii, patrzył na mnie niekoniecznie dowierzając i stwierdził po dłuższej chwili, że takiego ładunku emocji, takiej ledwo uchwytnej delikatności, tak uchwyconych muśnięć uczuć w opowieści o miłości, nigdy nie słyszał.
Mój rozmówca twierdził, że nie zna mężczyzny, który w taki sposób potrafiłby mówić o kobiecie.
Mój rozmówca był kobietą i zapragnął usłyszeć.
Może jestem tych kilka słów winien również Tobie?

Chcę być szczery, bo to jest dla mnie teraz najważniejsze. Chcę - nie oznacza, że będę.
Najbliższe szczerości są emocje. Przeplatane uczuciami, wspomnieniami, tu i ówdzie podkolorowane, jasniejsze, wyraźniejsze. Jak jaśmin. Często nam towarzyszył.
Myśli czytają emocje, krążą wokół nich, nazywają, określają, wypływają z nich i są nimi powodowane. Słowa rodzą sie z myśli, są ich małą, może niezbyt wiele znaczącą częścią. Wcale nie są ich esencją. Przeciwnie: są nieporadną próbą posegregowania ich i opanowania.
Szczerość jest dobrym obiektem do dążenia. Przez ten filtr nie zawsze przedostaje się to co naprawdę przedostać by się mogło.
Spróbuję.

Jesteś adresatem, bo kto inny mógłby?
Minęło kilka lat. Cztery? Możliwe. Nie jestem zbyt zorganizowaną istotą, a czasu nie traktuję jako równoległych, nieprzekraczalnych linii. Traktuję go jak wodę. Czasem wystarczy mi nabrać ją w dłonie i obmyć twarz, a czasem stoję pod prysznicem i nie chcę przestawać czuć jak mnie obmywa. Niech będzie, że cztery. Tak naprawdę nie okreslam tez ile czasu spędziliśmy razem, to nie jest zmierzalne.
Pamiętam czas, w którym Cię poznałem. Czas był inny, odróżniał się, zapowiadał. To można wyczuć. Zmiany, powietrze, upływające dni. Gdybym potrafił czytac linie czasu, spoglądać na dni i swoje myśli - wiedziałbym, że już na mnie czekasz. Włożyłbym ręce w kieszenie i kręcił głową niedowierzając niesamowitości chwil, które znam, dobrze widzę, ale jeszcze na mnie czekają.
To był dobry czas, układał przede mną ścieżkę, pomagał, podpowiadał, naprowadzał i podszeptywał do odważniejszego marszu. Miałem tylko iść, nic więcej, wszystko inne kształtowało się dookoła, stawało się i tworzyło. Ja tylko obserwowałem.

Nie piszę wszystkich tych zdań jako człowiek z tęsknotą w oczach błagający czas by zawrócił, ten jeden jedyny raz. Oczywiście, że jestem kimś innym, choć 'innym' brzmi dość zawadiacko. Wypływam z tamtego siebie i tam również, jak i wcześniej są moje korzenie. Część mnie, ktora miała się wtedy dopiero narodzić, teraz jest trwałym fragmentem mojego obecnego ja. I nie kłócę się z tym, nie buntuję przeciw temu. Co nie oznacza, ze pogodziłem się, spuściłem głowę biorąc jarzmo wydarzeń na swoje barki w żenująco smutnej podróży w dorosłe życie. Akceptuję cząstki, fragmenty mnie, które istniały oraz to, że mój dzisiejszy ja będzie kiedyś istotnym fragmentem mnie za kilka lat. Podobnie jak drzewo staje sie węglem. Ile drzew mieści się w bryłce węgla trzymanej w dłoni? A teraz obejrzyjmy się na kopalniane ściany, które wzdłuż szybów tworzą podstawę do żył całego organizmu.

To był kabareton w czasie majowych kulturaliów. Usiadłem na schodach, bo miejsca były już zajęte. Pamiętam Twoje spojrzenie. Było odważne. Spotkaliśmy się wzrokiem kilka razy.
Naprawdę nie mam cholernego pojęcia co mnie napadło, bo nigdy w życiu nie wykonałbym żadnego gestu w stronę dziewczyny, nieważne w jakiej sytuacji. Nigdy nie potrafiłem pokonać nieśmiałości w takich kwestiach, a poza tym odwiecznie byłem zdania, że nie reprezentuję sobą zbyt wiele, więc po co.
Ale wyciągnąłem w Twoją stronę telefon z napisanym przed chwilą smsem "Hej, pewnie zaraz dostane w mordę, ale chciałem Ci tylko powiedzieć: Cześć :)".
Ile razy później przypominaliśmy sobie tą sytuację zastanawiając się jak zareagowalibyśmy gdyby ktoś tamtego wieczoru opowiedział nam, co stanie sie potem. Nie dalibyśmy wiary.
Kabareton się kończył, chciałaś dać mi swój numer, ale nie tracąc czasu puściłem tylko sobie sygnał na swój.
Pamiętam ten wieczór, wracałem na piechotę, niezwykłość, jej smak, zapach, specyficzny dotyk czułem na skórze. Spojrzałem na telefon, a tam... numer zastrzeżony. Odpowiednio zwyzywałem siebie w myślach od skończonych idiotów.
Gdybyś nie napisała smsa życzącego mi dobrej nocy...

Później smsy. Dużo, odważne, ważne, pewne. Porównania, myśli, pragnienia. Delikatne, pierwsze.
Wtedy byłaś z kimś.
Dla mnie były wyzwaniem, ale i dążeniem do prawdy. Chciałem być prawdziwy, wyciągnąć z siebie, siebie takiego jakim byłem. I przyszedł ten, po którym nie mogło być innej drogi. Nie znałem jej, nie widziałem dokładnie, nie mogłem nazwać ani opisać. Byłem pewien, że właśnie czuję zapach, mglisty powiew czegoś, czego nigdy dotąd nie dotknąłem zmysłami.
Byłem świadkiem, obserwatorem i przyczyną emocji, których dotąd nigdy nie doświadczyłem.
Wiedziałem, że jesteś z kimś.
Napisałaś: "Leżę pod kocem i jedyne o czym marzę to byś okrył mnie swoimi skrzydłami."
Nigdy tak ostre nie było powietrze, które wciągnąłem do płuc.