:]>
nie jestem ani poczciwy ani pokładanie we mnie ufności rozsądnym pomysłem nie jest.
ale...
naiwny. to dobre, pasuje jak ulał. wierzyłem, że ludzie szanują swoje życia i ciała.
i uczucia.
i marzenia.
i to jakimi się deklarowali.
a oni wybierają co łatwe.
:)>
nie zawsze da się powiedzieć, że wybierają
może czasem zostają zmuszeni do wybrania takiej a nie innej drogi
chociaż... takie stwierdzenie to asekuracja - nie mogłam/em inaczej, los mnie zmusił, fatum zawisło etc.
:]>
gówno prawda.
nie ma fatum, nie ma zmuszania.
zawsze, w każdym zasranym miejscu i czasie możesz zdecydować. zawsze.
ja wiem, że ktoś, coś naciska, że rodzice, że warunki, że wszystko co się dzieje wydaje sie negować. ale masz ten cholerny wybór i nie musisz.
nie musisz rezygnować, poddawać się, zapychać dziur po marzeniach jakimś byle sianem. udawać związków, szukać pocieszenia w byle ramionach.
nie musisz.
ale do tego trzeba mieć jaja jak arbuzy.
albo łeb jak dynię.
albo jedno i drugie.
:)>
no to chyba faktycznie impreza była ciężka...
powiedziałeś "im" to samo, co mi teraz, czy zacisnąłeś zęby i postanowiłeś nie wyrażać swego zdania?
chyba nikt nie chciałby słyszeć takiej prawdy ciśniętej między oczy
:]>
mówię to zawsze kiedy mam okazję.
ale równie dobrze mogę na swoim bucie otworzyć galerię nano-rzeźb.
piękne, ale kto je zauważy?
no co Ty, chciałby i pewnie słyszy, hmm.. znam może jedną osobę która naprawdę usłyszała.
słyszą, ale szybko zapominają, reakcja podobna do zauważenia pęknięcia na tynku.
podbiegasz, byle jak zamażesz, zaklepiesz, na to farba i jest ok, do następnego pęknięcia.
na tym polegają całe życia.
W ten sposób, choć freski, piękne i cenne, próbują się wydostać, zostaną nieodkryte a w ich miejscu zawiśnie antyrama z tesco.
i jest dobrze.
:)>
tylko jedną?
ludzie nie lubią, gdy wytyka im się błędy i gdy próbuje mówić, jak głupio czasem postępują
od razu rodzi się bunt, bo niby skąd ktoś inny ma wiedzieć lepiej niż ja sam?
:]>
to nie bunt, to wstyd.
buntować mogą się jednostki, które rzeczywiście się nie zgadzają.
a zazwyczaj to na szybko maskowany wstyd i obrona przed uświadomieniem. wygląda jak bunt, ale to lęk przed możliwością wyboru. lepiej żyć bez tej świadomości. bezpieczniej.
:)>
może to nawet nie lęk przed możliwością wyboru, bo przecież gdy człowiek ma wybór, to chyba jest to dużo bardziej komfortowa sytuacja, niż gdy w wyboru nie ma w ogóle
może to lęk przed konsekwencjami, bo przecież nie ma gwarancji, że będą pozytywne
:]>
nieprawda. możliwość wyboru to najstraszniejsze co może się zdarzyć w zwykłym, codziennym społecznym dążeniu do utrzymania status quo.
szok, utrata pewności, ze wszystko jest 'w miarę jak trzeba' albo 'na tyle dobrze na ile mogło być'.
i co teraz? tak spokojnie, tak komfortowo było ze świadomością, ze nie można inaczej, ze nie ma szans, ze to bajki i nastoletnie ideały.
ze one nie istnieją.
a jeśli...?
a jeśli można inaczej...?
strach.
Czujesz to? potrafisz to poczuć i umyć twarz z tej różowawej spokojnej otoczki?
i nadal twierdzisz, ze jeśli człowiek ma wybór - czuje się bardziej komfortowo?
:)>
jeśli rozmawiamy o ludziach, którzy faktycznie nie chcą zmian i dobrze im tak jak jest, to tak, to dla nich możliwość wyboru jest nieciekawą kwestią
ale ja myślałam, że chodzi o takich ludzi, którzy chcą coś zmienić i gdy tkwią w jakimś marazmie, to furtka jedna, druga czy trzecia jest jakimś wyborem, jakimś komfortem
mówię o sobie chociażby
:]>
Zrozumiały przez Ciebie. jest Twoim wyborem.
zbyt, aż, często - to nie są tłumaczenia.
furtka, wyjście, możliwość - pieszczone w umyśle, przywoływane, odświeżane - to też jest osłonka. 'furtka jest, więc spokojnie, mam czas, spoko, luz' - i trwamy w marazmie.
furtka może być świetnym wybiegiem do oszukiwania siebie, utrzymywania świętego spokoju, zabezpieczeniem przed prawdziwa furtka.
:)>
Opór jest moim wyborem.. Nie. Jest zdeterminowany przez kompleksy, o znaczeniu których nie muszę Ci chyba mówić.
:]>
To nadal wybór.
Nawet pod naciskiem stutonowej hydraulicznej prasy determinacji.
:)>
Tak, pewnie uważasz to za parawan - ktoś mnie kiedyś skrzywdził, wyśmiał, poniżył, nie będę więc się obnażać, żeby znów mnie nie skopano. Najlepiej skryć się za kompleksami. Tylko to wcale nie jest takie proste. Sam niedawno stwierdziłeś, że 'pokładanie we mnie ufności rozsądnym pomysłem nie jest'. A ja właśnie bardzo chciałabym Ci zaufać.. Ale gdzieś tam krążące w krwiobiegu uczucie strachu nie zawsze pozwala mi na pełne wyrażenie siebie...
To aż tak widać?
:]>
znowu to robisz.
znowu mówisz: to mnie tak widzą? to tak mnie czytają.
jeszcze nie tak dawno odpowiedziałbym: nie wiem, wiem za to jak ja widzę.
a teraz odpowiem inaczej: wiem, jak ja widzę. wiem, że inni nie będą szukali tak daleko, nie będą sie przedzierali (większość) więc można iść spokojnie przez tłum bez żadnych obaw.
tak, pokładanie we mnie ufności to kiepski pomysł, bo nie dbam o ludzi. to znaczy staram się, po swojemu, na tyle, na ile potrafię, próbuję. ale to nie wychodzi. zapominam o nich, uciekam kiedy czuję, że muszę, a oni twierdzą, że ich zostawiam w cholerę. porzucam.
i przyznaję im rację.
ale jest tez moja racja, której nie bardzo kto chce słuchać.
:)>
jakoś dziwnie nie zależy mi na tych, którzy nie będą chcieli dotrzeć głębiej
:]>
zależy czy nie, nie wiem
zależy... to dziwne słowo. ja akceptuję. są tacy i śmacy, w głupawym uproszczeniu.
ja po prostu lepiej czuję się w towarzystwie ludzi, którzy są bardziej ciekawi, którym nie wystarczają pasy na jezdni, bo szukają innej drogi. swojej.
ale to też za mało.
długo by pisać.