„masz kroplę deszczu na policzku..."
„to moja łza" - odpowiedziałaś
i byłaś z niej taka dumna
drżący i chłodny poranek przyszedł przepraszając,
że odkrył nas dla spojrzeń, ciekawości i świata
a nam było tak dumnie i tak wspaniale,
że nawet deszcz nie jest w stanie ostudzić
tej cudownej iskry, którą skrzesał wieczór...
...wpierw otulił nas wiatrem i zapachem lasu
potem zamknął nam oczy i zaszumiał w brzozach
zagubieni w miejscu bez pytań i czasu
ja byłem dotykiem, a drżeniem była ona
obawa i strach
pragnienie i zmysłowość
wielka wiara w nas
pożądanie i ciekawość
te słowa odnalazłem całując i pieszcząc jej ręce
a kiedy znikło słowo: wstyd - nie szukałem niczego więcej
wtuliła się we mnie, a najdelikatniejszy
i najcieplejszy mój oddech gładził jej policzki.
żaden wieczór nie mógł być jeszcze gorętszy
niż jej słowa: „chodź do mnie... bliżej"
pozwoliliśmy, żeby istniał tylko dotyk
a zapach i dźwięk zabrała sobie noc
wilgotny pocałunek był jak narkotyk
coraz częściej, coraz więcej i coraz namiętniej
cały świat był w zupełnie innym miejscu
wszystko poza nami było też gdzie indziej
światło księżyca przyniosło kroplę potu,
pieszczotę, spełnienie, nasze wielkie szczęście...
„pamiętasz jak mocno trzymałaś wtedy moją rękę...?"