Juszi Traktomił Plastwuł - (ur. w Pałkinii woj. śwarnogórskie)
Światowej sławy drastyczny matematyk - iluzjonista. To on jako pierwszy wprowadził do geometrii pojęcie: węgieł wszeteczna (węgieł wszeteczna - losowy, tragicznie ograniczony zbiór silnych punktów w przestrzeni pochyłej wspak, skierowanych głównie według osi Y - przyp. red.) To samo pojęcie próbował także wprowadzić w geologii lecz nieskutecznie.
Amator i praktyk nagłych, niezapowiedzianych wykładów w domach studentów oraz nocnych wyścigów kajmanów błotnych w akademikach. Miłośnik folii bąbelkowej.
Wychowywał się na przedmieściach Pałkinii, na terenie Państwowych Zakładów Przetwórstwa Wtórnego Ropy Naftowej "ZPWRN - Pałkinia", w średniozamożnej rodzinie o etiopskich korzeniach. Ojciec - Maurycy Samuel Klaptun Trombke - zawodowy oblatywacz kolei wysokogórskiej a z zamiłowania termoplastyk, zaszczepił w dzieciach otwartość umysłu i odwagę w podejmowaniu wyzwań. Macocha (prawdziwa matka Traktomiła - oszalała alpinistka - niefortunnie napadła czekanem na słup wysokiego napięcia) pracowała w sklepie z częściami do sań, a poza pracą udzielała się w organizowanych przez parafię grupach wsparcia dla osób dotkniętych wścieklizną popromienną po częstym wizytowaniu sklepów z odzieżą z drugiej ręki. Młodsza siostra Traktomiła - Elewandra Krutze - zginęła mając 5 lat w słynnych starciach Dzieci Pałkińskiego Przedszkola nr. 3 z Dostawcą cebuli i ziemniaków, oraz jego wiernym koniem - Kaszmirem.
Późniejszy dogmatyk matematyki dyskretnej i piewca równań traumatycznych, dorastał w atmosferze potrzeby i zaufania.
Rodzice dbając o edukację syna, rozumieli, że musi opuścić on rodzinne miasto, i uzbrojonego w motykę oraz domowej produkcji pomysłowy miotacz kamieni, posłali do oddalonego o 300m Wrocławia.
Na studiach nie był dobrze wspominany przez wykładowców: krnąbrny, podważający ustalone zasady, niepokorny, a zdenerwowany - potrafił rozkręcić zębami ławkę, do której go przywiązywano pasami transmisyjnymi od kombajnu "Bizon". Pewnym przełomem stała się przyjaźń z późniejszym fizykiem ortofotonowym - Parcisławem Stonogą, który przecierał Traktomiłowi pierwsze szlaki naukowe. Już na drugim roku Podstaw Lotu Szybowcowego, Traktomił wraz z Parcisławem wydał wspólne opracowanie pod tytułem: "Horyzont liczb neonaturalnych", które trafnością spostrzeżeń zwróciło uwagę władz wrocławskich uczelni oraz stołówek.
Jak większość młodzieńców w Pałkinii, tak i młody Traktomił nosił na całej twarzy czarny tatuaż w kształcie krzyża, a od kostki po miednicę: wytatuowaną Księgę Hioba. Zgodnie z ówczesną modą a po części i swoimi przekonaniami, wstąpił do Zakonu Braci Odwiecznego Wlewu wyrzekając się gniewu, małych, skomplikowanych układów pneumatycznych oraz przybierając imię Juszi (grec. Przybywający na peron w samej koszuli).
W konflikt z lokalnymi władzami popadł gdy działania założonego przez niego Studenckiego Koła Przyjaciół Stawu Skokowego u Gadów okzały się nielegalne. Starał się o status Parku Narodowego i organizację wycieczek dla starszyzny parafialnej w tereny postnuklearne. Działał aktywnie w organizacjach na rzecz ochrony gatunków niczym niezagrożonych. Brał udział w akcji wciągania słonia azjatyckiego z plaży na Mazurach z powrotem do wody. Dowodził misją ratunkową dla trzeźwiejącego Romana Artmunda przebywającego pod sklepem spożywczym na terenie Czech.
Kleptyk, oman i wspaniały wykładowca. Uwielbiany przez studentów, których wiecznie zaskakiwał i zmuszał do myślenia. Konował literacki, wieczny egzekutor myśli ścisłej. Wielokreator i zdobywca prestiżowych nagród od współwyznawców. Do historii przejdzie jego wykład poprowadzony nagle w wyniku ataku na Szpital Kliniczny im. Niedotarłych na Monte Cassino w Poznaniu.
Słowo od Głupiego Pahula, jego korespondenta i przyjaciela: "Juszi Traktomił to umysł jakiego wiecznie brakuje w otaczającej rzeczywistości. Sypki, rychły i nieopanowany w myśli ścisłej. Fenomenalny w swojej ulubionej dziedzinie: równaniach onirycznych. Niestety nigdy niedokończy już swojej teorii o liczbach obsianych. Tak wcześnie zabrał nam go kierowca tramwaju nr 14, który salwując się ucieczką przed lawiną wjechał w targowisko rybne w Rejowcu Fabrycznym. Była sobota, listopad, pamiętam jak dziś. Juszi akurat wtedy kupował łososia i poprosił sprzedawcę czy mógłby pożyczyć wodorosty i przebrać się za Babę Jagę. Tak to lubił. Nic nam go nie wróci..."
Wspomina Ictorn Grażymił Sakaszwili, duchowy przewodnik Jusziego: "Idealista, myśliciel, nauczyciel pokoleń matematycznych sław. Dobry mąż, co jest tym bardziej zaskakujące, że nigdy nie miał żony. Fatalista, który wstrzelił się w dotąd nieodkrytą lukę w światowej myśli ścisłej. Mało kto wiedział o jego schorzeniu, które zmuszało go do udawania abażuru przez cztery godziny, zanim minął atak. Tylko najbliżsi byli wtedy przy nim. Odszedł młodo jadąc na reflektorze tramwaju aż do zajezdni, gdzie spadł do kanału naprawczego.
Co roku w pierwszy dzień zajęć pali się jeden z wrocławskich akademików a studenci skaczą z okien na materace dla uczczenia ukochanego profesora."