Emocje... Pamiętam.
Własne, prywatne żywioły. Siły, moce sprawcze, których nie sposób skatalogować, nazwać i zmierzyć. Oczywiście pierwszym krokiem dla tych, którzy będą chcieli posiąść, będzie nazwanie. Nazwę nadadzą, ale z precyzyjnym nazwaniem momentu, gdy emocje przekształcają się, słabną lub rosną w siłę, może być już problem. Następny, możliwe, że poważniejszy problem, pojawia się w chwili gdy będą chcieli określić moment, w którym emocje są wskazówką. W którym prowadzą, a nasza własna samokontrola, rozsądek bazujący na doświadczeniu i pamięci o błędach - nie funkcjonuje z
krystaliczną dokładnością.
Natomiast wyłowienie momentu, w którym krystaliczność dokładnie i z rozmysłem zbudowanego rozsądku, przechodzi płynnie w geodezyjną precyzję drogowskazu emocji, jest już prawdziwym wyzwaniem.
Z własnej pozycji wydają się możliwe do spętania, ułożenia i poznania. Niekoniecznie w takiej kolejności. Z drugiej strony wydają się dobrym materiałem poznawczym właśnie wtedy gdy cichną. Gdy pod ręką i w pobliżu nie ma bodźców, na które mogłyby zareagować.
Czyli poddają się wyciszaniu i wygładzaniu powierzchni, jeśli w naszym wnętrzu, czyli ich terytorium, nie dzieje się nic co zwróciłoby ich uwagę.
Śpią.
Natomiast, co ciekawe, nie ma znaczenia jak się zachowują, na co reagują, czy funkcjonują swobodnie i rozprzestrzeniają się bez przeszkód, czy może sa obszary w których nie czuja sie wygodnie, wycofują się, są zduszone i wydostają się jedynie cienkimi szczelinami - określają.
Określają, pozwalają innym nazywać ich właściciela. Dzięki nim, ów właściciel postrzegany jest w odpowiedni sposób, a komunikaty, które wysyłają jego żywioły, odbierane są przez żywioły innych. Wzajemne oddziaływanie żywiołów, można by rzec. Na tyle wzajemne i powiązane, że wymieniają się stanami bez dokładnego informowania właścicieli.
Właścicieli? Czy ja używam odpowiedniego słowa? Kto tu jest własnością kogo? Własność też nie jest adekwatna. Zgodzę się na przejściowe wymienne stany wzajemnego posiadania.
Wracając do określania - określają stan w taki sposób, że schowane głęboko pod powierzchnią wyślą sygnał: nie ma mnie tu. Schowane i spętane, wyślą: nikogo tu nie ma, was też.
Uważny obserwator nie tylko odbieranych ale i wysyłanych sygnałów, będzie w stanie dowiedzieć się kilku istotnych spraw, o których nie do końca może zdawać sobie sprawę ich nadawca.
Nigdy nie byłem w elektrowni atomowej, ani jej nie widziałem pośrednio, ale kojarzę jedną salę z dwoma podstarzałymi pracownikami w białych kitlach, krzątającymi się pomiędzy ogromnymi tablicami z rzędami przycisków i skal na półokrągłych ścianach. A skoro tam nie byłem to pewnie jeden z tych obrazów, które pokazane raz jako przykład, zapadają w pamięć jako wzór.
Tak sobie wyobrażałem uczucia, emocje, stany lęku i zdenerwowania. Jako wieczne natężenia rzędów małych wskazówek na skalach, przy akompaniamencie przeróżnie migających światełek i kilku tych bardziej ważnych żarówek, w tym jednej pomarańczowej. Dla dopełnienia obrazu, z dziur w ścianach powinny wydobywać się hektolitry papieru zadrukowanego automatycznymi mazajami niczym w sejsmografie albo ustawionym w muzeum higrometrze.
W każdym razie fascynowało mnie wyłączenie tego wszystkiego w cholerę. Ale nie, nie atakiem terrorystycznym czy jednym przyciskiem z napisem 'OFF', koniecznie umieszczonym pod przykrywką z czerwonego plastiku, tak jakby ten plastik był najważniejszą osłoną i ostateczną obroną przed wygaszeniem reaktora. Fantastyczne i niezawodne zabezpieczenie. Ale nie, nie w ten sposób. Chodzi o sumienne, spokojne i systematyczne wyłączanie jednego przycisku po drugim. Jednego prztyczka, drugiego, trzeciego... A cieniutkie jak włos wskazówki wędrują do środka skal. Nie do lewej, bo po lewej są wartości ujemne.
Da się to zrobić. Jest to możliwe.
Da sie po kolei wyłączać drobne emocje, z dnia na dzień stając sie bardziej stonowanym, opanowanym. Nabierając dystansu, spokoju, chłodnej oceny. Fascynująca i może tragizabawna rozmowa gdy z jednej strony mamy szalonego nadawcę prostych emocjonalnych sygnałów, a z drugiej wygasający,schłodzony reaktor, który uparcie odpowiada dosłownie na zadane byle jak codzienne pytania. Ale nie o zabawę tu chodzi. O co może chodzić? Na pomoc przybiegną ci, którzy analizują po łebkach i mają skłonności do myślenia szablonami. Im odpowiadamy: tak! chodzi o wycofanie się! O zbudowanie muru dookoła siebie! O ucieczkę!
I tu też im podziękujemy, bo jak dla takich umysłów, to i tak poświęciliśmy im za dużo miejsca. Spójrzmy nieco poważniej.
Przycisk za przyciskiem, dźwignia za dźwignią wgłąb siebie, sprawiają, że osąd staje sie bardziej precyzyjny, ale to truizm: romantyczna dusza przeciw mędrca szkiełku i oku. Chodzi o przewagę i o napęd. Statek podczas sztormu na pewno nabrałby prędkości i wydatnie skróciłby się jego czas podróży, gdyby tylko podążał w konkretnym kierunku. Sztorm jest chaosem. Przewagę ma ten, który płynie w dobrym wietrze - ma czas na przewidywanie, obliczenia oraz plany B, C i D.
Wracając do rdzenia, już zimnego, łatwiej i zabawniej posłużyć się szablonem, a prawidlowo dopasowany szablon pozwala przeskakiwać w rozmowie planszę o kilka pól do przodu, wracać i skakać na boki, dezorientując nadawcę sygnałów, który koniec końców zapętli się. Choć i w sztormie dobry kapitan z niezłą łajbą znajdzie drogę wyprowadzając łódź na dobre tory. Ale dogonić już nie da rady. Szczególnie po niezbadanych morzach.
Wadą wygaszania wszelkich elektrowni, jest sam fakt ich wygaszania. Kiedyś zajdzie potrzeba ponownego uruchomienia, choćby w małej części, choćby w kilku aspektach. Ale kto, do cholery, pamięta rozkład tych pieprzonych przycisków i kolejność ich wciśnięcia. A nawet jeśli... to uruchomione ponownie emocje będą wtórne, będą upośledzone zupełnie jak dziecko wyjęte na 3 lata z edukacji i normalnego rozwoju.
A jeśli był przycisk: 'OFF' i zaszła konieczność jego użycia - kiedyś wróci pod postacią 'On' i posadzka elektrowni popęka.
Siedząc kolejny rok pod konsolami, schowany i skulony, przecinam nożycami kable od różnych, losowo wybranych przycisków i dźwigni, tak, żeby w razie potrzeby użycia 'ON' nie mieć już żadnego wyboru, czekam na geniusza, który oznajmi z politowaniem, że całe moje pomieszczenie kontrolne nie było połączone z resztą budynku.
To jeszcze sobie poczekam.