Paryż

4:41 Nigdy nie była to godzina warta zapamiętania albo znacząca. Żadna nie była. No chyba, że pierwsza jedenaście - ta była. W każdym razie, ta, o której zwykle dzwonił telefon była byle jaka. Za dziewiętnaście piąta. Dzwonek w Motoroli był wkurwiający, nastawiał człowieka źle do całego dnia, do dzwoniącego, do całego tego wstawania i do bycia pod telefonem. Dzwoni. W ustach syf, piach i żużel. Łeb pęka. Siedzisz już na łóżku ziewając i chwilę czekając aż ziewnięcie rozejdzie sie po stężałych mięśniach twarzy....

lutego 19, 2008 · 4 min · 770 słów · Erq