Poranek.
Śnieg jeszcze padał. Miękko i wolno, tu w lesie od świtu było bezwietrznie. Świerki gięły się od śniegowych czap co jakiś czas zrzucając nadmiar na ziemię. Cisza wśród ostrych i nieprzyjaznych jeszcze kilka dni temu pagórków. Cisza wśród zmarzniętych trzcin. Atmosfera polowania, gdy już ją się poczuło, stawała się czymś więcej niż celebracją. A gdy w nią się weszło, nią się stało, gdy pozwoliło się jej sobą zawładnąć – otumaniała, uwodziła i upajała wyostrzając zmysły....