Fale.
- Ma jutro padać, ma być zlewa. Nawet ma podtapiać, szaleństwo. - Niech pada, niech się wypada, wygrzmi i wyszaleje. Niech ocieka deszczem. Noc przychodziła między białe wydmy. Zachód słońca wcale nie był rozkwitem czerwieni pokrewnych kolorów. Ani erupcją barw podniebnego demiurga. Był raczej ledwie zarysowany, chłodny i nie narzucając się szybko zszedł za horyzont. Niebo było biało-szare i upstrzone tymi chmurami, które nie mają początku i końca. Siatka białobłękitnych poduszek....